moment superkulminacyjny. Przechodzimy na drugą z dwu map Pacyfiku. Definitywnie żegnamy się z Japonią, Morzem Filipińskim, Kamczatką, "Morzem Diabelskim", Beringa itd. Żegnamy się z cyklonami, z którymi nie mieliśmy okazji się poznać. (Dzięki niech będą Buddzie Najwyższemu). Cześć!<br> Teraz za to mamy Amerykę: Stany Zjednoczone, Kanadę, nawet Meksyk. Viva Maria!<br> Liczę w tę i we w tę i zawsze wychodzi mi to samo. Czternaście dni, jeśli się zdarzy cud, i dwadzieścia dni, jeśli się nie zdarzy. Kiedy myślę o minionych trzydziestu, a właściwie trzydziestu jeden dniach, co ja mówię, dobach, zimnego piekła, wydaje mi się, że jestem już pod San Francisco