się okazuje, sprawa prosta. Wodę trzeba najpierw nagrzać, potem z kuchennego bojlera systemem rur, kranów i całej domowej hydrauliki przetransportować do łazienki, która jest wielkości niskiej rozmównicy telefonicznej.<br> Gdybym wiedział, nie fatygowałbym gospodarzy, jest już jednak za późno. Woda osiąga gotowość dokładnie z państwem Fujimori. Z uśmiechem oświadczają, że poczekają.<br> Łudząc się od początku, że wezmę błyskawiczny prysznic, usiłuję wpakować się do płytkiego cebrzyka o wielkości kuwety fotograficznej. Przez łączące łazienkę z kuchnią okno widzę moich gospodarzy niecierpliwie zerkających na zegarek. Mimo wysiłków jedna noga pozostaje mi zawsze na zewnątrz. Śpieszę się jednak, jak mogę, rozlewając naokoło wodę. Wypuszczam zużytą wodę