pochyloną, jakby mu dokuczał ból w karku. Podchodzę szybko, żeby się przywitać. Zaledwie dotyka mojej ręki. Po czym znowu tak samo jak przed chwilą, tym samym gestem, zaprasza mnie, żebym usiadł. Oczy nasze się nie spotykają.<br>- Pragnę przede wszystkim - mówię - przekazać księdzu najserdeczniejsze i pełne szacunku pozdrowienia od mego ojca.<br>Milczy. Cały początek rozmowy przebiega w ten sposób. Ciszą kwituje moje grzeczności, a następnie moje ogólniki oraz informacje o zdrowiu ojca i o jego samopoczuciu psychicznym. Nawet nie chrząka. Nic. Jednocześnie, nie wiem skąd, nie wiem, na czym ją opieram, ale mam pewność, że słucha mnie uważnie. Patrzy w bok. Poza