instrukcji, wlałem prawie wszystkie odczynniki. Z ostatnim jeszcze czekałem, wahałem się. Znów zadzwonił telefon, słońce było już wysoko, oświetlało paprocie i krzaki bzu rosnące przy południowej stronie kamienicy. <br><br>W sypialni zrobiło się jakby ciemniej. Takie oświetlenie miało się już utrzymać do wieczora. Cienie przygasły i zatrzymały się w miejscu, gdzie Miłka ma pracownię. Półki pełne tub, fiolek, słoiczków z barwami pryzmatu i w odcieniach, których istnienia bym nie podejrzewał. Zwoje papieru, kartonów, surowych blejtramów z zagruntowanym płótnem, miedziane płyty pokryte velaturą farb drukarskich, inne jeszcze niewytrawione. Płyty gipsowe, w których igłą cieniutką jak włos cierpliwie żłobiła kontury postaci, przedmiotów, modelowała światłocienie