i sobie samej, że gotować nie lubię. Nigdy w naszym małym gniazdku nie celebrowałam jedzenia, bo wiecznie się nam gdzieś spieszyło i o żadnych ucztach nie było mowy. Ale z zachwytem przyjęłam propozycję napisania tekstu o uczcie, w której pierwsze skrzypce zagrają afrodyzjaki, a słuchaczami będziemy mój przyjaciel i ja. Na dodatek całą symfonię smaków miałam skomponować samodzielnie.<br>Po kilku dniach euforii wpadłam w przerażenie. Jak ułożyć menu, by nie było pracochłonne, wyglądało przyzwoicie, no i skończyło się uniesieniem miłosnym?! Zawsze wierzyłam, że "cały w tym ambaras, żeby dwoje chciało naraz". Wymyśliłam więc, że Jurkowi, memu ukochanemu, powiem o wszystkim wcześniej. I