w znaczne pomieszanie. Bo ten wstęp był - jest - tak doskonały, tak esencjonalny w przedstawieniu istoty rzeczy i naturalny w osobistym tonie, że poczułem całkowitą zbędność dodawania czegoś tam jeszcze na początku. Więc postanowiłem napisać coś na koniec. Nawet nie podsumowanie, nie posłowie, ale kilka zdań zwierzenia z mojej prywatnej lektury.<br>Najpierw o autorce, która dyskretnie usunęła się w cień podczas robienia tych wywiadów, i zaledwie w dwóch, może trzech miejscach wspomina, że sama jest artystką, że skończyła tę samą uczelnię co rozmówcy, obecnie pedagodzy, i że sama jest wieloletnim nauczycielem akademickim. Oczywiście tym bardziej nie wspomniała, zresztą nie jej by to