za sobą. Podpierałam ją przeciw wiatrowi, podnosiłam, gdy upadała, lecz jej nogi coraz bardziej się uginały i w końcu nie mogłam jej podnieść. Nie marnuj sił, powiedziała. Idź! Nie obejrzałam się, gdy rozległ się strzał, i czułam, że przebija mi serce. Myślałam o ojcu, który czekał na mnie w Budapeszcie. Nie miałam szczęścia do matek.<br><br>Z tysiąca dotarło nas do Bergen-Belsen dwieście osiemdziesiąt. Wyciągałyśmy zwłoki z baraków, ciągnęłyśmy je na stos, to była cała nasza praca. Po to szłyśmy sześć tygodni przez pola, na których większość została. Kiedy przeciągnęłyśmy dosyć zwłok, dostawałyśmy zupę. Pracy miałyśmy pod dostatkiem. Dostawałyśmy za nią