do siebie przystępu, głos brzmiał ostro, piana nie wychodziły. W jeden z takich dni Róża wsunęła się do jej pokoju, stanęła z dala i skubała żabot. <br>- No co, mamo? - sarknęła Marta. - Ja o próbie pamiętam. Jeżeli akompaniator już jest, niech czeka. <br>Róża nie ruszyła się z miejsca, milczała. Wreszcie przemówiła: <br>- Nie; to nie akompaniator... To Paweł. <page nr=182> <br>Wolnym krokiem podeszła do córki. Nie patrzyła na nią, patrzyła gdzieś za okno, oczy miała zmrużone, nozdrza rozdęte, jak przy wielkim wysiłku. <br>- Wiesz co? - rzekła. - Ja myślę, że dobrze byłoby tobie wyjść za mąż za Pawła. <br>Marta drgnęła z wrażenia. <br>- Co? za mąż? za Pawła? dlaczego? <br>- A