omdleniu, że znajduję się w pustym pociągu, przemierzam rozległe płaskowyże, stepy, martwe koryta rzek, podróż trwa tygodniami, miesiącami, latami, w pociągu dorastam, dojrzewam, starzeję się, na ziemi nie ma śladu obecności człowieka, żadnych budynków, osad, wielkich jak archipelagi miast oświetlonych tysiącami świateł, nie ma wód, oceanów, lasów, tylko bezkresny płaskowyż. Nurtuje mnie jedna myśl, ale nie potrafię jej sformułować, lękam się tego myślenia, tego jednego pytania, budzi ono moje przerażenie, w końcu muszę otwarcie to przyznać: jestem sam. Na skutek jakiegoś niepojętego wybryku białka, nieprzewidzianego w żadnym planie tej planety, jestem jedyną żywą, czującą istotą, absolutnie sam. <br>Dopiero pod koniec życia