z oknami i balkonami osuwają się nagle na chodnik. Czerwona, gęsta, gryząca mgła ceglanego pyłu przesłania wszystko. Cisza. Samolot nie wraca, inne nie nadlatują, ciężka mgła kurzu powoli opada. Rzucam się na ratunek. Pod resztką sklepienia kamienicznej bramy, w kupie gruzu tkwi noga, wygięta w kolanie. Reszty ciała nie widać. Odgrzebywać da się, oczywiście, tylko gołymi rękami, bo niby czym? Niczego pod ręką nie ma, czas nagli. Noga już uwolniona, wtedy z boku, z jakiejś dziury podnosi się głowa. Ja żyję, powiada, ale leżę nie tam, gdzie pan odkopuje, znacznie bardziej w lewo, o Jezu, jak boli!... Dziewczyna przysypana jest płytko