było stąd cztery kilometry, do Oktawii dwa, z Oktawii do sadu - sześć. Można było zdążyć.<br>- Zostań przy nim - powiedział Szczęsny do Jesionowskiego. - Uważaj. A ty, Władek, biegnij do ojca. Niech bierze konia, dworskiego czy sąsiadów, wszystko jedno, byle koń z furmanką. Musimy zdążyć z owocem na statek, potem powieziecie Staszka.<br>Odtąd wszystko potoczyło się na złamanie karku. Był bieg na przełaj, było noszenie papieru z Fordonka do "kantoru", pakowanie z Madzią, gorączkowe narady, w trakcie gdy ręce latały, zabijanie skrzyń deskami, ładowanie na wóz...<br>Dopiero o zachodzie, kiedy statek rycząc odbił od brzegu, Szczęsny nareszcie odetchnął.<br>Otarł czoło rękawem, włosy skołtunione