Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Tygodnik Powszechny
Nr: 47
Miejsce wydania: Kraków
Rok: 1994
przyszło zdawać w 1968 r. I jego ocena musi być jednoznacznie negatywna. Marzec 1968 - bezwzględna pacyfikacja ruchu studenckiego i środowisk twórczych, zorganizowanie antysemickiej nagonki - nie były podyktowane przez Moskwę, ale zostały przeprowadzone z własnej inicjatywy. (Wpisywały się jednak w tendencje panujące na Kremlu i zapewne dały władzom PRL dodatkowe "punkty". Ogromnie obciąża bilans rządów Gomułki interwencja w Czechosłowacji. Z badań prof. Andrzeja Paczkowskiego wynika dowodnie, że Gomułka od początku był nieprzychylny Praskiej Wiośnie i popierał bez zastrzeżeń plan interwencji. Dnia 5 lipca 1968 r. "wyrażał nawet niepokój z powodu >>niezdecydowania


Józefa Hennelowa

"Bez niego", Z DOMU I NIE TYLKO

Myśleliśmy, że
przyszło zdawać w 1968 r. I jego ocena musi być jednoznacznie negatywna. Marzec 1968 - bezwzględna pacyfikacja ruchu studenckiego i środowisk twórczych, zorganizowanie antysemickiej nagonki - nie były podyktowane przez Moskwę, ale zostały przeprowadzone z własnej inicjatywy. (Wpisywały się jednak w tendencje panujące na Kremlu i zapewne dały władzom PRL dodatkowe "punkty". Ogromnie obciąża bilans rządów Gomułki interwencja w Czechosłowacji. Z badań prof. Andrzeja Paczkowskiego wynika dowodnie, że Gomułka od początku był nieprzychylny Praskiej Wiośnie i popierał bez zastrzeżeń plan interwencji. Dnia 5 lipca 1968 r. "wyrażał nawet niepokój z powodu >>niezdecydowania&lt;&lt;Breżniewa" ("Politicus" nr 1/1994). Interwencja prowadziła - co było oczywiste także dla Gomułki - nie tylko do zdławienia wolności w Czechosłowacji, ale także zwężenia ram wolności w innych krajach bloku, także w Polsce. Na plus należy natomiast zapisać starania Gomułki o zawarcie układu polsko-niemieckiego, potwierdzającego trwałość granicy na Odrze i Nysie, czemu - jak wiadomo - sprzeciwiała się Moskwa, uważając odpowiedni układ niemiecko-radziecki za wystarczający. Wydaje się, że ramy niezależności lepiej w stosunkach wewnętrznych potrafiła wykorzystywać ekipa Gierka. Chociaż nasiliły się zjawiska serwilizmu wobec Moskwy, zaznaczył się regres w niektórych naukach humanistycznych, do niezwykłych rozmiarów rozrosła się nowomowa i pusty rytuał, to jednak w wielu sprawach o znaczeniu kluczowym odrębność Polski pogłębiła się. Myślę o szerokim otwarciu na Zachód, umożliwieniu Polakom wyjazdów zagranicznych na skalę nie praktykowaną w żadnym z państw KDL, o faktycznej rezygnacji z zasady zamykania opozycjonistów do więzień, tolerowaniu "drugiego obiegu" wydawnictw i instytucji. Warto porównać rozmiary represji politycznych w ZSRR, NRD czy Czechosłowacji, by zauważyć radykalną różnicę. Właściwym wykorzystaniem ram autonomii było podpisanie porozumień sierpniowych 1980 r. W jakim stopniu powodem tego umiaru była dobra wola, w jakim zaś po prostu obawa przed restrykcjami Zachodu, słabe rozeznanie rzeczywistej sytuacji, brak zdecydowania, to temat do odrębnych rozważań. O PRL jego obywatele - czy poddani - mawiali, że jest najweselszym barakiem w obozie. Była to prawda. Od innych "krajów budujących socjalizm" Polska zawsze, a zwłaszcza po 1956 r. wyróżniała się istnieniem silnego i niezależnego Kościoła, nieskolektywizowanej wsi i dużym marginesem wolności w kulturze. Te odrębności były wynikiem siły polskich tradycji, których żadna władza nie mogła ignorować, oraz socjologicznej rozległości tych zjawisk w momencie instalowania władzy komunistycznej. Punkt wyjścia był więc wedle komunistycznych kryteriów wysoce niekorzystny i szybkie upodobnienie do radzieckiego wzorca w tych dziedzinach było wręcz niemożliwe. Próby takie podejmowano, acz z pewnymi wahaniami, do 1956 r. Historia wojen Gomułki z Kościołem oraz intelektualistami przypomina raczej wojnę pozycyjną, obliczoną na wyczerpanie przeciwnika, niż ofensywę. Za Gierka z wojny z Kościołem zrezygnowano, choć od czasu do czasu przeprowadzano podjazdy nękające. Stymulowano natomiast bardziej naturalne procesy laicyzacji społeczeństwa i próbowano różnymi środkami wykształcać wśród kleru postawy konformistyczne. Począwszy od 1980 r. władze PRL traktowały Kościół jako trwały i niezmienny element polskiego krajobrazu, nawet pomocny w podtrzymywaniu pokoju społecznego, względnie rozładowywaniu ostrych napięć. Te zmiany - a także wiele innych, coraz szerszych szczelin w systemie - wynikały z wielu czynników. Następował kryzys wiary komunistów w komunistyczną doktrynę. Marksizm-leninizm stawał się tylko rytuałem, a nie systemem autentycznych przekonań. Partia stawała się po prostu maszyną do sprawowania autorytarnych rządów, w których coraz istotniejszą rolę spełniały motywacje i uzasadnienia pragmatyczne, niż ideologiczne. Stąd też łatwiej było się godzić z brakiem monopolu w dziedzinie duchowej. W pustkę po wierze w komunizm wchodziła niezbyt spójna ideologia państwowotwórcza. Erozja wiary w komunizm była jednak zjawiskiem powszechnym, a nie specyficznie polskim. Nie musiała więc prowadzić do poszerzania marginesu wolności. Jeśli w PRL margines ten po 1956 r. był stosunkowo duży i następnie - mimo okresowych przymrozków - systematycznie się powiększał, było to wynikiem aktywności społeczeństwa. Bunty 1956, 1970, 1976, 1980 zmuszały władze do liczenia się z możliwym kolejnym wybuchem, skłaniały do szukania takiej formuły politycznej lub ekonomicznej, która osłabiała napięcia. Jednocześnie jednak zastanawiające jest, że po pewnym czasie wszystkie kolejne ekipy traciły poczucie rzeczywistości, usypiały się własnymi frazesami, nie widziały zbierającej się pod pokrywą kotła pary. I wtedy przychodził kolejny wybuch, kryzys, szukanie formuły bardziej elastycznej niż poprzednia. Kryzysy polityczne w dziejach PRL są ściśle sprzężone z historią gospodarczą. Jak bowiem wykazał Zbigniew Landau ("Przegląd Historyczny" 1987 nr 2), toczyła się ona za kolejnych ekip w powtarzających się cyklach: 1. wzrost nakładów na konsumpcję, "poluzowanie" w sferze usług, próby reform; 2. wzrost inwestycji w przemyśle ciężkim, ograniczanie konsumpcji, odejście od prób reform; 3. kryzys, konflikt społeczny i powrót do fazy 1. Trudno dziś stwierdzić, czy przechodzenie od fazy pierwszej do drugiej było bardziej wynikiem nacisku radzieckiego, czy raczej presji wpływowych grup w aparacie partii i państwa. W każdym jednak razie na początku lat 60., gdy Gomułka realizował fazę drugą, w ZSRR Chruszczow eksperymentował z próbami reform. Przezwyciężanie kryzysów było możliwe przy pomocy terroru. Chociaż między 1956 a 1980 r. w kolejnych kryzysach błyskała klinga miecza rewolucji - by użyć efektownego wyrażenia Andrzeja Paczkowskiego - to jednak szybko miecz powracał do pochwy, a władze przechodziły do szukania "rozwiązań politycznych". Wydobywane z archiwów dokumenty wskazują, że w kierowniczych gremiach władzy istniała niechęć do krwawej rozprawy z buntującym się społeczeństwem i zwolennicy rozwiązań politycznych ostatecznie wygrywali, jak miało to miejsce w 1956, w 1970, w 1980 i 1989 r. ROZKŁAD SYSTEMU Rok 1980 ujawnił rozkład systemu w kluczowych dla niego dziedzinach oddziaływania i kontroli nad społeczeństwem. Przez długie lata Polacy traktowali istniejący system tak - by odwołać się do porównania Hanny Świdy-Ziemby - jak mieszkańcy północnych krajów traktują klimat polarny: niezależny od ludzkiej woli, niezmienny, zmuszający do znalezienia sposobów radzenia sobie w niekorzystnych warunkach. Polacy myśleli więc o możliwych liberalizacjach, reformach, zmniejszaniu uciążliwości w pewnych sferach, poszukiwali luk, próbowali obchodzić i omijać różne bariery, ale nie spodziewali się, że system za ich życia może przestać istnieć. Wytworzyła się i funkcjonowała przez długie lata zasada rozdzielania zachowań publicznych i prywatnych, mowy publicznej i prywatnej. Od normy odbiegał ten, kto takiego rozdzielenia nie stosował. "Obcym" był ten, kto na gruncie prywatnym mówił językiem i schematami obowiązującymi w życiu publicznym. Ten zaś, kto w życiu publicznym mówił językiem "prywatnym", a więc nie poddawał się rytuałowi, był przez otoczenie traktowany jako - może nawet sympatyczny straceniec i człowiek "nieżyciowy". Ten schemat zachowań został poważnie zaburzony w drugiej połowie lat 70. - dzięki działalności opozycji demokratycznej oraz wyborowi i wizycie Papieża w Polsce - a legł w gruzach w epoce "Solidarności". W potocznej niechęci Polaków do komunizmu dominowały trzy motywacje. Dla jednych komunizm był zły przede wszystkim dlatego, że odbierał wolność osobistą, dla innych dlatego, że gwałcił ich tożsamość narodową i religijną, dla jeszcze innych, ponieważ nie potrafił spełnić swych obietnic socjalnych i ekonomicznych. Wszystkie te antykomunistyczne motywacje spotkały się w ruchu "Solidarności", ale w pokomunistycznej Polsce dały podstawę odrębnym formacjom politycznym. Siłą systemu w pierwszych dwóch dekadach było uruchomienie dużego awansu socjalnego z warstw najbardziej upośledzonych w okresie międzywojennym, upowszechnienie świadczeń społecznych, oświaty, integrowanie społeczeństwa wokół zadania odbudowy kraju ze zniszczeń wojennych. Sprzyjały też stabilizacji wspomnienia wojny i okupacji, które nade wszystko kazały cenić pokój i spokój. Pewną część obywateli autentycznie pociągały hasła ideologii komunistycznej, obiecującej stworzyć w przyszłości lepszy świat ludzi wyzwolonych z nędzy i ucisku socjalnego. Wszystkie te czynniki stabilizujące wyczerpały się w latach 60. lub 70. Podjęta przez ekipę Gierka próba integracji społeczeństwa wokół programu wielkiej modernizacji kraju załamała się wraz z narastaniem kryzysu ekonomicznego począwszy od 1976 r. Kryzys przyniósł załamanie niepisanej umowy społecznej, na której opierało się życie społeczne w państwach realnego socjalizmu: obywatele stosują się do rytuału i dają partii rządzić, zaś partia zapewnia znośne materialnie warunki egzystencji. Owe materialne warunki egzystencji począwszy od 1976 r. stawały się coraz bardziej nieznośne: brakowało podstawowych towarów, rosły kolejki, ponad milion ludzi czekał na mieszkania, pogarszała się opieka społeczna. System stracił wszelką atrakcyjność, a konfrontowanie warunków życia w PRL z rozwiniętymi państwami Zachodu budziło głęboką frustrację i poczucie wielkiego zacofania. "Realny socjalizm" tracił zdolności mobilizacji ideowej, trwał siłą inercji, przyzwyczajeń, braku alternatywy. Rewolucja "Solidarności" polegała na niemal powszechnej odmowie legitymizowania przez społeczeństwo systemu w takim kształcie, jaki przyjął po przeobrażeniach 1956 r. Ugoda oparta na uznaniu owych dwóch wspomnianych na wstępie filarów systemu była niemożliwa do osiągnięcia. W 1981 r. stary system obronił się jednak, gdyż - niezależnie od presji sowieckiej - w jego utrzymaniu zainteresowane były liczne (ponad milion ludzi) grupy z nim związane. Nigdy jednak nie odzyskał mocy mobilizacyjnej. Trwał jeszcze lat kilka jako ustrój autorytarny, zrazu bardzo represyjny, potem coraz bardziej dziurawy. Upadł, gdy ekipa Gorbaczowa w Moskwie zmieniła istniejące od 1945 r. założenia łączące prowincje z Imperium, a wreszcie zrezygnowała z kontroli nad prowincjami. Czy można poprowadzić wyraźną linię, odgraniczającą historię PRL jako państwa i władzy od historii społeczeństwa polskiego? Wydaje się to niemożliwe. System totalitarny, potem autorytarny zbyt radykalnie wytyczał granice możliwej aktywności, wpływał na jej formy, aby można było pisać historię społeczeństwa w oderwaniu od historii państwa. Bilans owego 45-lecia nie jest wyłącznie ujemny. W kategoriach długiego trwania narodu był to okres ważny. Utraciliśmy ziemie wschodnie, ale zdołano przeprowadzić integrację Ziem Zachodnich. Mimo wszystko nastąpiła wyraźna modernizacja kraju. Odbudowano Polskę ze zniszczeń i uprzemysłowiono (choć ostateczne efekty tego uprzemysłowienia są kwestionowane), znacznie rozwinęła się infrastruktura ekonomiczna i socjalna, nastąpił ogólny postęp w upowszechnieniu kultury i oświaty. Naród polski, składający się przed wojną w dwóch trzecich z chłopów, przyjął strukturę socjalną bardziej właściwą dla krajów rozwiniętych. O dorobku polskiej kultury i nauki była już mowa. Absolwenci przynajmniej kilku polskich uczelni odbierali wykształcenie nie gorsze, niż ich zachodni koledzy. Mówi się często, że w warunkach systemu kapitalistycznego postęp ekonomiczny Polski byłby o wiele większy, dziś bylibyśmy znacznie bardziej podobni do krajów Europy zachodniej. Jest to hipoteza nie do udowodnienia. Rozważanie, co by było, gdyby Polska powojenna była krajem kapitalistycznym, czyli granice imperium ZSRR zatrzymały się na Bugu, przypomina równanie z pięcioma niewiadomymi. Warto jednak pamiętać o zmaganiach II Rzeczypospolitej z problemem zacofania i braku rodzimego kapitału. W bilansie PRL nie można pominąć czynników duchowych i mentalnych. Do plusów zaliczyłbym niewątpliwą demokratyzację społeczeństwa, obniżenie barier społecznych. Do minusów głęboki kryzys systemu wartości, poczucia uczciwości i odpowiedzialności, etosu pracy, a wreszcie poplątanie języka tak, że słowa i wartości znaczyły często nie to, co rzeczywiście znaczą.</&gt;<br><br>&lt;div type="art"&gt;<br>&lt;au&gt;Józefa Hennelowa &lt;/&gt;<br><br>&lt;tit&gt;"Bez niego", Z DOMU I NIE TYLKO&lt;/&gt;<br><br>Myśleliśmy, że
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego