kontakt z umundurowanym przedstawicielem państwa polskiego. I takie były przedostatnie słowa usłyszane w Warszawie, gdzie, po dwudziestu latach przerwy na emigracji, spędziłem dziesięć dni na przełomie marca i kwietnia tego roku. Trzy dni - w ekipie dziennikarskiej towarzyszącej premierowi Belgii z wizytą oficjalną w Polsce, potem tydzień jako sprawozdawca z epopei Okrągłego Stołu. Dwadzieścia lat to informacja, a nie metafora. Wszelkie porównanie z bohaterami Dumasa byłoby nadużyciem. W moim pobycie w Polsce nie było ani <foreign>cape</>, ani <foreign>epee</>, ani, <foreign>helas</>, Milady, i był tylko jeden muszkieter, Jerzy Pawłowski, były mistrz szablowy świata, były więzień skazany za szpiegostwo na rzecz USA, ułaskawiony w ramach