Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Tygodnik Powszechny
Nr: 47
Miejsce wydania: Kraków
Rok: 1994
Mały placyk, między magazynami Merhametu (muzułmańskiego odpowiednika "Caritasu", dla którego wieziemy nasz ładunek), budynkiem jakiegoś lokalnego dowództwa wojskowego, Czerwonym Krzyżem i ciągiem sklepów, w których najłatwiej kupić wódkę i papierosy. Mimo śladów walk, okoliczne domy wyglądają nowocześnie i przypominają o okresie prosperity, jaką okolica ta przeżyła przed dziesięciu laty, podczas Olimpiady. Natychmiast po przyjeździe otaczają nas dzieci. Pozostaną z nami przez następne kilka dni: brudne, ciągle w tych samych ubraniach, powtarzają do znudzenia swój refren: "Kolega, daj bonbona, kolega, daj mandarin". Trudno jeść, kiedy kilkanaście par oczu spogląda ci w talerz. Dzieciaki żebrzą bez żenady, to zawodowcy, którzy na pierwszy rzut
Mały placyk, między magazynami Merhametu (muzułmańskiego odpowiednika "Caritasu", dla którego wieziemy nasz ładunek), budynkiem jakiegoś lokalnego dowództwa wojskowego, Czerwonym Krzyżem i ciągiem sklepów, w których najłatwiej kupić wódkę i papierosy. Mimo śladów walk, okoliczne domy wyglądają nowocześnie i przypominają o okresie prosperity, jaką okolica ta przeżyła przed dziesięciu laty, podczas Olimpiady. Natychmiast po przyjeździe otaczają nas dzieci. Pozostaną z nami przez następne kilka dni: brudne, ciągle w tych samych ubraniach, powtarzają do znudzenia swój refren: "Kolega, daj <orig>bonbona</>, kolega, daj <orig>mandarin</>". Trudno jeść, kiedy kilkanaście par oczu spogląda ci w talerz. Dzieciaki żebrzą bez żenady, to zawodowcy, którzy na pierwszy rzut
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego