początku nic szczególnego nie rozpoznał. I tu opadał zmierzch, włochaty, dziwne, ale ten okupacyjny zmrok przynosił spokój, niemalże ukojenie. Dämmermann, tak przyjaciele nazywali Wagnera, z upodobaniem nawiedzającego ich z końcem dnia. Dämmermann, on także był takim człowiekiem zmierzchu i krańca. - Nic nie widzę - boleśnie wyznał.<br>- Popatrz bardziej na lewo.<br>Prawda. Pagór w kolorze śliwy - rzadkie połączenie ginącego światła i potężniejącego cienia - pęczniał. - W istocie, czysta rozkosz dla malarskiego oka. - Ściągnął zaciemnienie. - Trzeba uważać, mogą zobaczyć z ulicy.<br>Na czubki palców Róża nabierała z okrągłego pudełeczka krem Lovana, następnie wcierała go w ciepłe policzki. Nagle, na odgłos chrobotu myszy, wstrzymała się. Z