szła z Levym do mieszkania,<br>mówiła czule: Ty karliku,<br>odwiedzić mi cię skromność wzbrania,<br>lecz trudno, pójdę, gdy dasz słowo,<br>że mnie nie będziesz napastował!<br><br>W mieszkaniu zaś - sromotna klapa.<br>Stoss, chcąc odsunąć bólu chwilę,<br>zdejmuje termos włoski z półki:<br>że niby będzie parzył kawę,<br>do kuchni idzie żreć pigułki.<br>Parzenie ciągnie się bez granic.<br>Stoss, czując, że to wszystko na nic,<br>na rozpaczliwy pomysł wpada,<br>że może zdoła ją zagadać.<br><br>Już przeszło dwie godziny Levy<br>z zapałem o Husserlu gada,<br>a Bonja czuje, jak powoli<br>w sen nieuchronnie się zapada.<br>Dotąd puszczała mimo uszu<br>wszystkie retencje i protencje,<br>czekając niecierpliwie