z Polski. Peruwianie przyjęli go jak rodzonego brata. Oni wszyscy sobie wzajemnie pomagali. Remont, malowanie, to przyjeżdżali i pracowali całym klanem. Ktoś zachorował, to wszyscy się nim opiekowali.<br><br>Michał przyjechał z lotniska wieczorem, siedzi, pije herbatę, nagle widzi, że ściana się rusza. Myśli sobie, ze zmęczenia mi w oczach miga. Patrzy, to nie zmęczenie, ale wielkie, żółte karaluchy maszerują po ścianie. Zerwał się na równe nogi, a Ben mówi, to nic, one nie gryzą, najwyżej między sobą trochę, tak sobie żyją... W garnkach, miskach, w lodówce. Jak dostały się do lodówki? I w jego pokoju... Co znaczy "jego"? To był ich