Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Ozon
Nr: 7
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 2005
i kilka zniszczonych budynków wyglądających na pozostałość kopalnianych biur. Na tym placu setki ludzi przechadzało się, przystawało i gawędziło jak na korso. Przypominało to jakąś alegorię niedzieli albo w ogóle święta. Tłum był żywy, wystrojony, kolorowy i jednocześnie rozleniwiony. Nikt ich nie potrzebował, więc zajmowali się sobą. Wspólnie zabijali czas.
Patrzyłem na nich i wyobrażałem sobie przyszłość świata z tą rosnącą liczbą ludzi, którym ktoś powie, że są po prostu zbędni. Bo nie ma dla nich zajęcia, nie ma miejsca ani możliwości i właściwie to już zamykamy i nigdy nie będzie czynne. I ci, którzy się nie załapią, będą musieli przespacerować
i kilka zniszczonych budynków wyglądających na pozostałość kopalnianych biur. Na tym placu setki ludzi przechadzało się, przystawało i gawędziło jak na korso. Przypominało to jakąś alegorię niedzieli albo w ogóle święta. Tłum był żywy, wystrojony, kolorowy i jednocześnie rozleniwiony. Nikt ich nie potrzebował, więc zajmowali się sobą. Wspólnie zabijali czas. <br>Patrzyłem na nich i wyobrażałem sobie przyszłość świata z tą rosnącą liczbą ludzi, którym ktoś powie, że są po prostu zbędni. Bo nie ma dla nich zajęcia, nie ma miejsca ani możliwości i właściwie to już zamykamy i nigdy nie będzie czynne. I ci, którzy się nie załapią, będą musieli przespacerować
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego