po omacku, pośpiesznie naciągam slipy, skarpetki, spodnie, koszulę... buty, jeszcze pasek od spodni... Ręce szamocą się z guzikami - kiedy kroki rozpłynęły się gdzieś, ucichły. To nie ona. <br>Siedzę na łóżku ubrany i sam się z siebie śmieję. I patrzę w drzwi jak sroka w gnat. <br>Nie słyszałem nawet, kiedy weszła. Poczułem, że coś mnie tarmosi za włosy. Otwieram oczy - jej twarz nade mną w szarości świtu. Półprzytomny, nie wiem, gdzie jestem. <br>- Czekałeś na mnie - śmieje się cicho. - Dlaczego się nie rozebrałeś? Dlaczego się nie położyłeś? Czekaj, przyniosłam ci coś dobrego! <br>Zapala światło, podchodzi do stołu, stoi na nim wysoki kieliszek z