czy przemaga. Ale chyba to ostatnie! Niewątpliwie on też najchętniej poszedłby sobie, nie przyzwyczajony do tego, by ktoś taki jak ja, przyjmowany w rozmównicy, oponował mu, i do tego krzykliwie, sarkastycznie. W pewnym momencie jego mała, kształtna głowa, siwa, ostrzyżona z niemiecka poruszyła się. Najpierw w prawo, potem w lewo. Pokręcił nią w ten sposób kilkakrotnie. Oddychał głęboko. <page nr=136> - Nie, nie, nie - usłyszałem na koniec. - W takim nastroju nie godzi się panu przyjmować moich słów.<br>. Dotknąłem jego rąk, leżących na stole. Chciałem je uścisnąć, ale je cofnął.<br>- Proszę o przebaczenie - powiedziałem. - Mój ton był niewłaściwy. Ksiądz jednak rozumie, co się ze mną