Typ tekstu: Książka
Autor: Pankowski Marian
Tytuł: Fara na Pomorzu
Rok: 1997
rumianą gładkością.
Kiedy znalazł się w pokoju, poczuł jakąś elementarną radość. Suche ciepło pieca. Usiadł na łóżku. Rozsznurował tenisówki. Chciał je skopać jedną o drugą... Przemoczone skarpetki przyrosły do stóp. Ściągnął wszystko razem i stanął bosy, twarzą do pieca.
A tu dzwonienie z dołu! Drobne "anielskie pienia", ale donośne. Kolacja.
Prędko skarpetki, mokasyny. Jeszcze ręce umyć. I wody kolońskiej na skronie. Proboszcz stał za biurkiem, telefonował.
- Ja... ja pana komisarza rozumiem... Naturalnie... No nie. W szkole ksiądz katecheta robi wszystko co może... Nie rozumiem. - Spurpurowiał. - Spowiedź jest bezimienna, panie komisarzu, nie mówiąc już o tym, że... Nic, nic, cieszę się że
rumianą gładkością. <br>Kiedy znalazł się w pokoju, poczuł jakąś elementarną radość. Suche ciepło pieca. Usiadł na łóżku. Rozsznurował tenisówki. Chciał je skopać jedną o drugą... Przemoczone skarpetki przyrosły do stóp. Ściągnął wszystko razem i stanął bosy, twarzą do pieca. <br>A tu dzwonienie z dołu! Drobne "anielskie pienia", ale donośne. Kolacja. <br>Prędko skarpetki, mokasyny. Jeszcze ręce umyć. I wody kolońskiej na skronie. Proboszcz stał za biurkiem, telefonował. <br>- Ja... ja pana komisarza rozumiem... Naturalnie... No nie. W szkole ksiądz katecheta robi wszystko co może... Nie rozumiem. - Spurpurowiał. - Spowiedź jest bezimienna, panie komisarzu, nie mówiąc już o tym, że... Nic, nic, cieszę się że
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego