solidnie zbudowany, na właściwą miarę, na ostre zimy docieplony należycie. Tu nie było tanich oszczędności. Dużo przetrzyma, ale czy tę zimę? Jassmont ogrzewał dłonie, patrzył w szparę drzwiczek, na purpurowy ogień. Doskonała instalacja, z ulgą i satysfakcją usłyszał, jak sucho stukają pracujące rury, jak piec się nadyma, dom zaczyna żyć. <br>Przed południem Jassmont natknął się, właśnie natknął się, wracając z mlekiem od Konstantego, na księdza proboszcza. Proboszcz spóźnił się z wiatykiem do jakiegoś parafianina z wioski Kruk, z tamtej strony szosy. To spotkanie nie było im na rękę. Ksiądz pociągał nosem, mrużył oczy i to on pierwszy zaczął coś, co mogło uchodzić