obojętnie patrzył na przesuwające się słupki kilometrowe, myśląc o żonie, kartoflach na zimę i nowym płaszczu dla córki.<br><br>W wagonach panowała euforia. Ludzie rzucali się sobie w objęcia, całowali się (Mama nieśmiało, ciotka Halina chętnie, lecz zważając na przyzwoitość) i zapewniali się wzajemnie, że to najszczęśliwszy dzień w ich życiu. Przysiadali wzruszeni na swoich tobołkach, wyciągali zdjęcia domów, które opuścili, bliskich, którzy umarli, przyjaciół, których nie mieli spotkać nigdy więcej.<br><br>W Polsce! W euforii minęli Białystok i jechali dalej, wyciągając ciekawie szyje ku oknu, żeby jak najwięcej zobaczyć. Minęła godzina, druga, trzecia, wszyscy przycichli, posmutnieli. Bo i co z tego, że