zajmuje). Nie skarżę się jednak. Nie jest źle! Za dnia wyplątałem się ze statków, farwaterów, kolizji itp. Zrobiłem 50 mil w ciągu dziesięciu godzin niemal bez wiatru (to ten wpływ, to ten pływ), uporałem się z ogromną ilością puszek, paczek, skrzynek (niech bogowie wynagrodzą hojność "Ocioszyńskiego", "Kuźnicy" i japońskich przyjaciół).<br> Przysiadam na pokładzie. Dopiero teraz mogę trochę odetchnąć. Czuję to, co można określić może nie jako chorobę, ale dokuczliwość pierwszego dnia w morzu - szum w głowie, uczucie mdłości, zmęczenie. Inna rzecz, gdyby człowiek się po bożemu wyspał, spakował kilka dni naprzód, przygotował staranniej. Toby musiał stać jeszcze w Yokosuka ze trzy