kilkanaście kroków po zielonym, miękkim bezdrożu <br>i wreszcie staje, zdyszany i zlany potem.<br> Pierwsza dopada wozu matka. Chwyta dziecko w ramiona, opiera się plecami o <br>deski, wyzbyta nagle z sił. Potem nadciągają Julek, Marian, Pestka, pracownicy <br>drogowi .<br> - Zenek! wykrzykuje cichym, zdławionym szeptem Julek. - Zenek! - Nie umie powiedzieć <br>tego, co czuje. Przysuwa ramię do ramienia przyjaciela, chce być blisko.<br> Pestce i Marianowi także brakuje słów. W oczach mają jeszcze przeżyty dopiero <br>co strach i zdumienie. Ten Zenek!... To, co pół godziny wcześniej zdarzyło się <br>pod ścianą żywopłotu, staje się nieważne, jakby nigdy nie istniało lub jakby <br>wcale nie dotyczyło tego chłopca, którego