te same wesołe staromiejskie kamienice. Ile czasu tu nie byłem! Od owego fatalnego zerwania. Jasne, kłamała, że mnie już nie kocha! Zrobiła to, żeby nie przeszkadzać mi w pracy. To jest człowiek. Prawdziwy człowiek. Boże, jak ją kocham! Już jestem na klatce schodowej. Jak dawniej skaczę po kilka stopni naraz. Psiakrew, nie mam kluczy... Czy ona już wychodzi z domu? Czy będzie sama? Ktoś musi się nią opiekować. Chciałbym, żeby była sama. Dzwonię delikatnie, poruszam klamką... Drzwi są otwarte. Wchodzę. <br>Jest w pokoju. Leży pod oknem, na tapczanie, na naszym tapczanie, wysoko oparta o poduszki. Głowa zawiązana chusteczką... Blada, ale śliczna