SB już na pierwszym roku studiów. Bogu dziękuję, że się wtedy nie sprzedałem. Bo nie byłem bohaterem. Byłem przestraszony, rozmawiałem z nimi, choć bez żadnych nazwisk, bez zaprzaństwa. Myślałem, że jak nie będę strugał nie wiadomo jakiego chojraka, jak trochę pogadam, tak bardziej ludzko, to może mnie nie zabiją jak Pyjasa, może nie wyrzucą ze studiów. Dopiero rok, dwa lata później pojawiły się opozycyjne procedury odnośnie rozmów z władzą. Ale wcześniej byłem dzieckiem. Myślałem sobie: może trochę ich oswoję, może coś pokombinuję... </><br><br><who3>Podobnie myśleli pewnie księża ciągani do urzędów ds. wyznań. Wiedzieli, że jak nie porozmawiają z panem naczelnikiem, to nie