oczach rośliny wychylały się z ziemi, tyle razy siadała w progu, wsłuchiwała się w skrzyp desek, szelest dachówek na wietrze, że przysięgła sobie tego nie porzucić. Jeśli wszystko ma przepaść, niech i ona przepadnie. Nigdzie indziej żyć nie będzie, i już!<br><br>Wydawało się do tej pory, że to dziadek gospodarzył. Rąbał drzewo, wdrapywał się na dach, walił młotkiem, zgrzytał piłą. Codzienna skrzętność babki uchodziła uwagi. Dopiero teraz wszyscy spostrzegli tysiące drobiazgów, które wyczarowywała dzień po dniu, budując mały świat, który powstał nie wiadomo jak i kiedy.<br><br>Nie było o czym dyskutować. Dziadek Józef przysiadł na ławeczce, pomilczał, westchnął i postanowiono: dziadkowie