i skóry, zajmujących najlepsze pola, chciwych i okrutnych. <orig>Bana</> się <orig>bali</>, <orig>bana</> szanowali, <orig>bana</> kochali. <orig>Ban</> był gdzieś daleko, ponad nimi, ponad tym wszystkim. Ponad ich nędzą i głodem, cierpieniem i śmiercią. Teraz mogli przeklinać gwardzistów, których się bali, namiestników, przed którymi drżeli, najemników, którzy zawsze napawali ich trwogą. Krzyczeć.<br>Radowali się, że jeden z nich, ot syn kumy, dziewierz, znajomy z sąsiedniej ulicy, ten, o którym gadali ostatnio w karczmie albo którego widziało się czasem na Starym Targowisku, ten oto chłopak, który ganiał kiedyś w płóciennych portkach po ulicy Rzeźnej, on to właśnie złoił skórę wojownikowi Gniazda, człowiekowi-nieczłowiekowi, od