to wyciągała spod stołu długą smycz, na końcu której ukazał się wreszcie mały, czarny ratlerek. Wzięła go na ręce i podniosła do góry, tak jak rodzice podnoszą dzieci, kiedy na defiladzie przejeżdża generał.<br>- Krokodylku, popatrz tam. Na tego pana w tym ładnym nowym ubraniu. To musi być ktoś bardzo wybitny.<br>Ratlerek zajazgotał z uciechy swoim cienkim głosikiem. Ferdynand nastawił uszu. Miał ogromną ochotę odszczeknąć, ale się pohamował. Zamiast tego powiedział tylko:<br>- O, jaki śliczny piesek! - I rzucił w jego stronę tę trzecią, najmniejszą kostkę, którą sobie zostawił na deser. Niestety, Krokodylek był gapą i nie złapał jej, kiedy przelatywała mu obok