się na oślep do lasu. Lecz nie był to zając. Po spodniach niebieskich i z łatą poznał Krywko Kaziuka, rzucił się więc, nie wiedzieć czemu, w pogoń.<br>- Kaziuk, czekaj! Stój, gdzie lecisz? Lecz adiutant Łapy nawet się nie obejrzał. Wciągnąwszy głowę w ramiona, gnał przed siebie w jakimś rozpaczliwym porywie. Ścigali się tak dłuższy czas, minęli osiedle i dopiero gdzieś na wysokości Puszkarni Kaziuk nastąpił widać na szyszkę wyschłą i kolącą, bo krzyknął naraz żałośnie, upadł w trawę płową jak len i przywarł głową do ziemi. Polek dobiegł do chłopca, ukląkł obok niego. Z rozdartej pięty ściekała czarna kropla krwi.<br>- Kaziuk, czemu