Typ tekstu: Książka
Autor: Artur Baniewicz
Tytuł: Drzymalski przeciw Rzeczpospolitej
Rok: 2004
łokcie i głowa opadała niżej, ukazywała nietkniętą, zieloną plecionkę swetra na karku i plecach.
Stanęła w oknie, dostała z karabinu z odległości najwyżej stu metrów - strzelec musiał przywarować w tym niedokończonym budynku naprzeciwko - i nic nie wylazło z pleców, szyi czy potylicy. Nie rozumiał tego i nie potrafił uwierzyć.
- Iza?! - Stracił następne cenne sekundy, rzucając się na kolana i łapiąc ją pod pachami. - Jezu, myślałem... Nie jesteś ranna?
Oczy miała nieprzytomne, załzawione. Obejmował ją, dotykał, mógł się z bliska przekonać, że nic nie przeszyło swetra, nie wdarło się przemocą w głąb tego delikatnego, tak kruchego ciała. To było jak zimny, ożywczy
łokcie i głowa opadała niżej, ukazywała nietkniętą, zieloną plecionkę swetra na karku i plecach.<br>Stanęła w oknie, dostała z karabinu z odległości najwyżej stu metrów - strzelec musiał przywarować w tym niedokończonym budynku naprzeciwko - i nic nie wylazło z pleców, szyi czy potylicy. Nie rozumiał tego i nie potrafił uwierzyć.<br>- Iza?! - Stracił następne cenne sekundy, rzucając się na kolana i łapiąc ją pod pachami. - Jezu, myślałem... Nie jesteś ranna?<br>Oczy miała nieprzytomne, załzawione. Obejmował ją, dotykał, mógł się z bliska przekonać, że nic nie przeszyło swetra, nie wdarło się przemocą w głąb tego delikatnego, tak kruchego ciała. To było jak zimny, ożywczy
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego