liście. Profesor też na niej był, o czym dowiedział się w ciągu dnia. Ale zachował się jak niewierny Tomasz, co nie uwierzy, jak nie zobaczy. Włączył komputer i wśród rzędu innych anonimowych imion i nazwisk odnalazł własne. - Pomyślałem, że moja wiedza o tym, że nie byłem współpracownikiem, już nie wystarczy. Stres płynie z tego, że funkcjonuję w sferze publicznej: na uczelni, w prasie, radiu i telewizji, wreszcie w Kościele.<br><br>Grosfeld złożył wniosek o udostępnienie teczki w IPN. Postąpił jak tysiące innych, sprowokowanych listą osób. Mimo że ujawniony w Internecie zbiór to przede wszystkim inwentarz warszawski, teczkami żyje cała Polska.<br><br>- Katowicki oddział