wody. I wyczuwalne skórą, napiętymi mięśniami, nie do uchwycenia słuchem wpieranie się dziobu łódki w nurt.<br>Głośniejszy plusk. Łódź otarła się o pal, pewnie pomostu, a potem uderzyła twardo o brzeg. Plasnęły o mokrą deskę dna bose stopy. Skok na ziemię. I szarpnięcie łódki do przodu w trawę. Chrobot łańcucha. Stuk wiosła o drewno. Cisza.<br>Wszystko działo się gdzieś poza nim, za zasięgiem oczu. Gdyby zdążył obejść chaszcze z tamtej strony, znalazłby przystań i łódkę. Nie pomyślał, że dalej może być co innego prócz zielska. Własna plaża, widoczna z miejsca, gdzie siedział, jak żółta chusta rozłożona na zielonym brzegu, oddalała się