Szczęsnego u Gedrońca, bo akurat Staszek napisał mu o nim takie rzeczy, że Leon pomyślał: ma drań za swoje! Ale po pewnym czasie zwątpił, czy naprawdę Szczęsny jest draniem, dręczyła go myśl, że przecież człowiek cierpi niewinnie, a gdy się dowiedział, że generał musiał ustąpić przed majorem Stuposzem i zostawił Szczęsnego na pożarcie w kompanii, nie wytrzymał i poszedł do swego chorążego.<br>Pawłowskiego często radzono się w osobistych sprawach, bo do żołnierza mówił "synku", znał się na ludziach i był w pułku od samego początku. Gdyby sztandar zaginął, a Pawłowski ocalał, toby według wszystkich pułk istniał nadal.<br>- Nasz chorąży - chwalono się