wynalazł ten dom, własność swojego znajomego, powieściopisarza z Tribeca. Pisarz co lato przyjeżdżał tu tworzyć superawangardowe "struktury narracyjne" (facet obraził się, kiedy go Anglik raz zapytał, czy to, co pisze, to powieści), ale ostatnio dał za wygraną i zamiast spędzać kolejne lato nad trzystustronicowym monologiem wewnętrznym bez kropek, wyjechał do Teksasu zarabiać jako ghostwriter u miliardera od półprzewodników i soku pomarańczowego. Miliarderowi spieszyło się, żeby przed zgonem (rak trzustki) roztoczyć przed ludzkością swoją wizję urządzenia świata. Wysokość honorarium nie grała roli, więc pisarz wyruszył z dnia na dzień i nie zdążył nawet wynająć letniego domku nikomu zamożnemu, a ponieważ jego pięćdziesięcioletnia