kaplica cmentarna, umieszczona centralnie pomiędzy cmentarzem komunalnym a cmentarzem syfilityków, zaadaptowanym na cmentarz dla bezdomnych, starców i nieuleczalnie chorych. Po jednej stronie ciągnęły karnie i niemrawo kondukty żałobne, orkiestry dęte, karawany, poranki pełne były słodkich i długich przemówień, bliskich i dalszych krewnych, po drugiej kilka osób, czasem tylko sam ksiądz. <br>Trumnę zasypywali później sami mieszkańcy przytułku, chwilowo silniejsi, palili tytoń, wstrzykiwali sobie polską heroinę, po niedługim czasie zastępowali ich inni, jeszcze młodsi albo jeszcze starsi, niedoszli samobójcy, którym kopanie dołów w ramach nieskomplikowanej terapii zalecał dojeżdżający z miasta psychiatra, chorzy na raka, słowem, wszyscy. Kto tylko miał siłę w rękach, mógł