do ścian. Tylko wokół ganku na niewielkiej przestrzeni,<br>wyznaczonej przez tych w hełmach i z pistoletami maszynowymi, którzy<br>stali ciasnym pierścieniem, było trochę luźniej. Choć i tam roiło się<br>od mundurów, sztandarów, wieńców, a pośrodku stał koń burmistrza,<br>nakryty czarną derką od grzywy po ogon i z siodłem na grzbiecie. Tuż<br>przed jego łbem sterczał krzyż i powiewała czarna chorągiew.<br> Na ganku pojawił się oficer w wyprężonej czapce i cały jak struna<br>wyprężony. Chwilę się rozglądał, po czym zszedł z ganku, przeszedł obok<br>konia, chorągwi, krzyża i wolnym krokiem wszedł w tłum, który<br>gwałtownie zaczął się przed nim rozstępować, jakby przełamując