antyklerykalizm, wyniesiony ze środowiska uniwersyteckiego, zawisł nagle w próżni. Przestał pasować do tutejszej Historii. Szklanym okiem objął proboszcza, siwiuteńkiego Guliwera, i pomyślał, że on, Hans, ze swą wrogością wobec Kościoła znalazł się po stronie liliputów podpalaczy, po stronie dzieci okrutnych, co po prostacku pojęły lekcję ojców. <br>Proboszcz łyknął haust kawy. Uśmiechnął się i wstał. <br>- I... do kościoła, mości klecho.<br>Hans wstał i z filiżankami skierował się do kuchni. Zapukał do drzwi, uchylonych jak zwykle. <br>- Czy można? <br>- Proszę... <br><br><gap reason="sampling"><br>- Panie profesorze... - Uśmiechnie się z godnością, jak arystokratka, którą na wernisażu znajoma przyłapała na chowaniu kanapek do torebki. - To... taka smutna, jakby zraniona pamiątka... Miałam