Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
dopuszczali nas wprawdzie do gry w futbol, gdyż byli właścicielami piłki, ale tutaj myśmy górowali nad nimi. Brylowaliśmy inteligencją, dziewczęta zaśmiewały się z naszych dowcipów, a Muroczka wołała co pewien czas:

- Pan jest dowcipny do niemóżliwości... Niech pan przestanie, bo mnie już brzuch boli ze śmiechu.

Dryblasi zielenieli ze złości. Wania drwił z nich wyraźnie:

- Pan, zdaje się, chciał coś madrego powiedzieć? Niech się pan nie krępuje... Proszę państwa! Uwaga! Misza ma głos.

Misza odgryzał się:

- Nie wysilaj się! I tak własnego pępka nie przeskoczysz!

Ale o pogróżkach już nie było mowy. Nasze spracowane, pokryte odciskami dłonie budziły respekt.

Do Kazi
dopuszczali nas wprawdzie do gry w futbol, gdyż byli właścicielami piłki, ale tutaj myśmy górowali nad nimi. Brylowaliśmy inteligencją, dziewczęta zaśmiewały się z naszych dowcipów, a Muroczka wołała co pewien czas:<br><br>- Pan jest dowcipny do niemóżliwości... Niech pan przestanie, bo mnie już brzuch boli ze śmiechu.<br><br>Dryblasi zielenieli ze złości. Wania drwił z nich wyraźnie:<br><br>- Pan, zdaje się, chciał coś madrego powiedzieć? Niech się pan nie krępuje... Proszę państwa! Uwaga! Misza ma głos.<br><br>Misza odgryzał się:<br><br>- Nie wysilaj się! I tak własnego pępka nie przeskoczysz!<br><br>Ale o pogróżkach już nie było mowy. Nasze spracowane, pokryte odciskami dłonie budziły respekt.<br><br>Do Kazi
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego