alfierowskiemu potworowi, niczym Filip II cieszącej się zabijaniem. Sztuka była wzruszająca i patriotyczna, wzniosła i optymistyczna. Barbara umierała, ale jej śmierć torowała drogę do unii lubelskiej i ten testament brzmiał szalenie aktualnie w sytuacji nadciągającej wojny z Rosją, możliwości odzyskania przez Polskę ziem zabranych.<br> Tryumf tragedii był jednak krótkotrwały. Wprawdzie Wężyk w dotkliwym poczuciu krzywdy oskarżał teatr o fatalną obsadę, zarzucał Bogusławskiemu, że grał Maciejowskiego niczym „włoski intrygant", Truskolaskiej (Bona) brak opanowania roli, a publiczności niezrozumienie „dążności autora" i celu sztuki, która „nie trafiła na chwilę stosowną, by być pojętą", ale niezależnie od wszystkiego w tymże roku zaczęła