Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
ojcu z pretensją w głosie, że u Łyczewskich przecieka dach, że drzewo, które dostali z kolei, nie chce się palić, że doktor Rybiński jest niedbały i na niczym się nie zna... Przez ten czas Wandzia i Jurek mieszkali u nas. Opowiadali, że ich mama pojechała do Aniołkawa po nowego braciszka.

Wiał jeszcze ostry chłód od rzeki, ale wiosnę można było poznać po barwie nieba, po zapachu powietrza, po nowych odgłosach i szmerach. Ogrodnicy pracowali już w trzech naszych ogrodach. Ojciec pilnował sadzenia kwiatów. Mnie i Krysi nie wolno było na razie chodzić do ogrodu, bo nie mieliśmy takich głębokich kaloszy jak
ojcu z pretensją w głosie, że u Łyczewskich przecieka dach, że drzewo, które dostali z kolei, nie chce się palić, że doktor Rybiński jest niedbały i na niczym się nie zna... Przez ten czas Wandzia i Jurek mieszkali u nas. Opowiadali, że ich mama pojechała do Aniołkawa po nowego braciszka.<br><br>Wiał jeszcze ostry chłód od rzeki, ale wiosnę można było poznać po barwie nieba, po zapachu powietrza, po nowych odgłosach i szmerach. Ogrodnicy pracowali już w trzech naszych ogrodach. Ojciec pilnował sadzenia kwiatów. Mnie i Krysi nie wolno było na razie chodzić do ogrodu, bo nie mieliśmy takich głębokich kaloszy jak
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego