na jakieś kółka plastyczne. Z tych kółek to nigdy nic nam nie wychodziło, ale jeździliśmy do Kazimierza Dolnego i tam malowaliśmy obrazy. To było w czasach, kiedy miałem szesnaście czy siedemnaście lat, byłem w szkole średniej, chyba druga-trzecia klasa. Przez trzy lata z rzędu jeździliśmy do Kazimierza w czasie Wielkanocy. Moja mama jakoś to nie za bardzo tolerowała. Pamiętam, jak pierwszy raz jechaliśmy, to powiedziałem:<br><q>- Robert, jedziemy na siedem dni, to siedem blejtramów bierzemy.</><br>Ledwo namalowaliśmy pół jednego obrazu, skończyliśmy go później u nas. Mieszkaliśmy w takim spichlerzu, który potem spłonął, w sali na dwadzieścia pięć osób. Ale uczciwie tam