w ten ożywczy nurt przeszłości pięknej i odległej, którego poszukiwałem od dawna - wyznał później.</><br><br>Istotnie, twórca "Popiołu i diamentu" i "Człowieka z marmuru" potrzebował tego "zanurzenia się" jak powietrza. Od dłuższego czasu rozmijał się w filmach z oczekiwaniami publiczności, która odrzuciła dramaty okupacyjne: "Korczak", "Pierścionek z orłem w koronie" i "Wielki Tydzień" oraz młodzieżową "Pannę Nikt". Ponad siedemdziesięcioletni reżyser, wskrzeszając znów "przeszłość piękną i odległą", ściślej: tradycję romantyczną, której częstokroć, nawet w filmach bliższych współczesności, takich jak wspomniany "Popiół i diament", "Lotna", "Brzezina" czy "Panny z Wilka" (nie mówiąc już o "Popiołach" i "Weselu"), był spadkobiercą, poczuł się w swoim żywiole. Tym