rękami o kozetkę. <br>Robię lekki, malutki skłon. Opieram się o leżankę pokrytą zielonkawą flizeliną.<br>- Nie napinać pośladków, nie napinać! <br>Akcja staje się nagle gwałtowna jak sekwencje z wykonywania wyroku śmierci. Doktor, będący narzędziem zemsty, ładuje mi palec w odbyt. Przecwela paluchem! Powinien jeszcze mówić: "Ja ci, kurwa, dam, jin - jang!" Wiercąc brutalnie w zadzie, winien szydzić: "I jak te twoje wielogodzinne orgazmy bez wytrysku?"<br>Ale i bez tego doskonale wiem, za co jestem karany, i nie buntuję się specjalnie. Z tym, że faktycznie energia jin czy jang ze mnie uszła. Przeżywam prawdziwe męki, bo choroba nie ogranicza swoich tortur do obszaru