na saksofonie w metrze. Bywały dni,<br>jeśli nie tygodnie, że wszyscy żyli z tych jego pierwszych kroków po<br>ukochanym królestwie jazzu.<br> Spacery po Paryżu. Przepiękne zaułki na Montmartrze, schody z<br>żelaznymi poręczami puszczonymi przez środek. Tłumy turystów, Murzyni<br>sprzedający skórzane kapelusze i malutkie bębenki. Pchli targ na Porte<br>de Clignancour. Wojskowe kurtki, wojskowe spodnie, czarne okularki w<br>drucianych oprawkach. Kloszardzi, w metrze i na ulicach - mrowiska<br>typów ludzkich. Malarze na Place de Tertre i faceci, którzy przepędzili<br>Krzyśka, gdy któregoś razu stanął tam, by grać na saksofonie. Ze swoją<br>śmieszną, własnoręcznie wykonaną czapeczką, do której sam zawsze na<br>początku wrzucał kilka