Paliło się przed nim światełko. <br>Blask latarni ulicznej w naszym pokoju, migotanie lampki oliwnej i cichy głos mamusi: "Pomódl się do Bozi". <br><br>"Do Bozi", "Poproś Bozię...", "Bozia" to był ktoś nieskończenie dobry, ciepły, bliski - wszechmogąca mama. <br>Ale nie był wszechmogący. Albo nie chciał nim być. Nie sprawił, żeby mamusia wróciła. <br>Wpatruję się w umęczoną twarz Chrystusa na krzyżu. "Bozia" wyciąga znów do mnie ramiona. Gotów przyjąć mnie, pocieszyć, obiecać "żywot wieczny amen". <br>Ale wstyd mi podejść do Niego. Skoro tyle dorosłych, świadomych lat żyłam bez Boga, w ogóle nie wliczałam Go w swoje obrachunki ze światem, to nie mogę teraz... tylko dlatego