Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
zgromadziła się pod oknem naszego wagonu. Boria, nieznośny jak zwykle, przykucnął i szczypał w łydkę Raisę, która podskakiwała na jednej nodze. Polina położyła na brzegu okna swą śliczną dłoń. Dostrzegłem bliznę na jej palcu. Pogłaskałem ją po tej bliźnie i spytałem nieśmiało:

- Nie gniewasz się?

Odrzekła z czarującym, zalotnym uśmniechem:

Wsio mgnawienno, wsio prajdiot,
Czto prajdiot, to budiet miło...

Ach, Pola, Polina! Nie umiałem jej nic więcej powiedzieć, chociaż rozstawaliśmy się, jak sądziłem, na zawsze... Rozstawaliśmy się? Mój Boże! Przecież dla niej byłem tylko śmiesznym, głupim smarkaczem.

Jewdokia stała na uboczu i pochlipując wycierała nos rękawem.

Pociąg ruszył.

Żegnajcie, Wielkie Łuki
zgromadziła się pod oknem naszego wagonu. Boria, nieznośny jak zwykle, przykucnął i szczypał w łydkę Raisę, która podskakiwała na jednej nodze. Polina położyła na brzegu okna swą śliczną dłoń. Dostrzegłem bliznę na jej palcu. Pogłaskałem ją po tej bliźnie i spytałem nieśmiało:<br><br>- Nie gniewasz się?<br><br>Odrzekła z czarującym, zalotnym uśmniechem:<br><br> Wsio mgnawienno, wsio prajdiot,<br> Czto prajdiot, to budiet miło...<br><br> Ach, Pola, Polina! Nie umiałem jej nic więcej powiedzieć, chociaż rozstawaliśmy się, jak sądziłem, na zawsze... Rozstawaliśmy się? Mój Boże! Przecież dla niej byłem tylko śmiesznym, głupim smarkaczem.<br><br>Jewdokia stała na uboczu i pochlipując wycierała nos rękawem.<br><br>Pociąg ruszył.<br><br>Żegnajcie, Wielkie Łuki
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego