się nawet wystraszyłam, gdyż nagle zaczął mnie ni stąd, ni zowąd poszturchiwać. Zachęcał przy tym, a raczej wręcz się domagał, abym mu kuksańce oddawała. Działo się to na oczach wszystkich, było mi głupio. Zupełnie jednak nie wiedziałam, jak zareagować i o co mu znowu chodzi. A pomysł kolegi był prosty. Wykombinował, że jeśli uda nam się odegrać na oczach wszystkich "prawdziwą" bójkę, to najpewniej za karę wyrzucą nas z kliniki oboje. Szkoda więc, tu mnie zganił, że nie wczułam się w rolę. Powtarzam przecież bez końca, jak bardzo chciałabym stąd wyjść. Kto jest zatem bardziej konsekwentny i logiczny, czy nie on