gdzieś w przerażającą mgłę a on rozpoczął galopadę po długim korytarzu, między 712 a 748, w końcu wyszedł na ulicę. Nocny chłód, bezludność na każdym kroku. Pół godziny na przystanku, wreszcie podjeżdża autobus nocny, sen. Jak zawsze budzi się na pętli, kierowca szturcha go w ramię, mógłby jeszcze mrugać okiem. Wysiada, chwieje się. Jest marynarzem, który od sześciu miesięcy po raz pierwszy zszedł na ląd. Wytycza azymut, wymierza krok. Nie dojdzie. Całe szczęście na jego drodze czołg. T-55, stary model, ale co robić. W nim spędzi resztę nocy. Niewygodnie, wszędzie jakieś rury, pokrętła, wajchy, można tylko siedzieć, ewentualnie półleżeć w